Brakowało mi jeszcze jednej konsoli Nintendo do kompletu. Ostatnia z nich, czyli Virtual Boy, nie była najłatwiejsza do zdobycia. Po raz pierwszy usłyszałem o niej dopiero kilka miesięcy temu i od razu wiedziałem, że to coś wyjątkowego. To pełnoprawna konsola Nintendo, wydana w 1995 roku, pomiędzy Super Nintendo a Nintendo 64, czyli w momencie, gdy firma eksperymentowała z nowymi technologiami. Virtual Boy to jednak nie był klasyczny krok naprzód, lecz raczej odważny skok w nieznane, który niestety skończył się twardym lądowaniem.
Konsola wygląda jak skrzyżowanie futurystycznych gogli VR i urządzenia laboratoryjnego. Składa się z dwóch elementów: samej jednostki głównej, przypominającej trochę gogle 3D jak PSVR czy Oculus, które stawia się na metalowym statywie oraz pada z wbudowanym zasilaniem. W przeciwieństwie do współczesnych headsetów nie zakłada się jej na głowę, gracz pochyla się nad urządzeniem jak nad mikroskopem, co ma w sobie coś z rytuału retrofuturystycznego ;) Kontroler jest zaskakująco wygodny, ma dwa d-pady i przypomina wczesny projekt kontrolera do Nintendo 64.
Obraz generowany jest przez dwa monochromatyczne ekrany LED, które wyświetlają grafikę w odcieniach czerwieni na czarnym tle. Zastosowanie wyłącznie czerwonego koloru wynikało z kosztów, kolorowe wyświetlacze LED były w połowie lat 90. zbyt drogie. Efekt 3D uzyskano dzięki dwóm niezależnym obrazom dla każdego oka, co było imponujące technologicznie, ale szybko męczyło wzrok wielu graczy. Do dziś to rozwiązanie jest uważane za jedno z pierwszych prób wprowadzenia wirtualnej rzeczywistości do gier wideo.
Efekt trójwymiarowy w Nintendo Virtual Boy to wyjątkowy przykład sprytnej inżynierii sprzed epoki współczesnych wyświetlaczy VR. Konsola wcale nie korzystała z dwóch klasycznych ekranów LCD, jak robią to dzisiejsze gogle, tylko z dwóch zestawów czerwonych diod LED, po jednej linii dla każdego oka. Każda z tych linii składała się z kilkuset mikroskopijnych diod, które zapalały się i gasły w ściśle określonej sekwencji, tworząc obraz nie w całości naraz, lecz linia po linii. Aby z pojedynczej linii światła powstał pełny obraz, Virtual Boy używał niezwykle pomysłowego rozwiązania, czyli… wibrującego lustra. To lustro, napędzane miniaturowym silnikiem i pracujące z dużą częstotliwością, odbijało światło z diod w taki sposób, że skanowało je w poziomie. Dzięki temu oko widziało pełną, dwuwymiarową płaszczyznę, coś w rodzaju elektronicznej wersji starego kineskopu, tylko miniaturowej i monochromatycznej. Obraz powstawał przez szybkie przesuwanie wąskiej wiązki światła po polu widzenia, tak szybko, że dla mózgu wyglądało to jak ciągły, nieruchomy obraz. Virtual Boy ma dwa takie niezależne moduły optyczne, jeden dla lewego, drugi dla prawego oka. Każdy z nich generuje nieco inny obraz tej samej sceny, różniący się minimalnym przesunięciem geometrycznym, dokładnie tak, jak różni się obraz, który w prawdziwym świecie widzą nasze oczy. Kiedy oba obrazy trafiają do mózgu, mamy wrażenie głębi, czyli efekt stereoskopowy.
Cały efekt 3D jest więc czysto optyczno-mechaniczny: nie polega na żadnych czujnikach ruchu, kamerach ani śledzeniu głowy, tylko na precyzyjnej synchronizacji wibracji lustra i błysków czerwonych diod LED. Mózg, dzięki naszej naturalnej zdolności do łączenia dwóch lekko przesuniętych obrazów, scala wszystko w trójwymiarową scenę. Dzięki temu piłka w grze Mario’s Tennis naprawdę zdaje się lecieć w naszą stronę, mimo że wszystko powstaje z drgającego lustra i czerwonego światła kilku diod.
W 2025 roku gra się na Virtual Boyu zaskakująco dobrze. Pomimo ograniczeń technicznych efekt 3D nadal działa, a pomysłowość gier wynagradza niedostatki technologii. Virtual Boy miał bibliotekę zaledwie 22 gier (14 w Japonii i 19 w USA), ale część z nich była naprawdę udana. Tytuły takie jak Mario’s Tennis, Wario Land, Red Alarm czy Teleroboxer pokazują, że projektanci Nintendo mieli świetne pomysły, które po prostu trafiły na zły moment. Średnia ocen gier z tej platformy oscyluje dziś w okolicach 70%, a sama konsola, mimo komercyjnej porażki (sprzedała się w liczbie około 770 tysięcy egzemplarzy), jest dziś obiektem kolekcjonerskim o rosnącej wartości.
Trudno uwierzyć, że za Virtual Boyem stał Gunpei Yokoi, genialny inżynier, który stworzył Game & Watch i Game Boya. To on wprowadził Nintendo na szczyt, a jednocześnie to właśnie Virtual Boy doprowadził do jego odejścia z firmy. Kilka lat później Yokoi zginął w wypadku samochodowym, zanim jego reputacja zdążyła się odbudować. Współcześnie Virtual Boy bywa postrzegany jako jego nie do końca docenione dzieło - zbyt ambitne, zbyt eksperymentalne, ale też odważne i pełne pasji.
Komentarze
Prześlij komentarz