Przejdź do głównej zawartości

Tamagotchi Paradise: między mikroświatem a kosmiczną opieką

Kolejnym urządzeniem z serii, którym miałem ostatnio okazję się zająć, było Tamagotchi Paradise, wydane w Japonii zaledwie kilka tygodni temu. Udało mi się zdobyć japoński egzemplarz jeszcze przed premierą w USA i Europie, więc mogłem spokojnie sprawdzić, czy nowa generacja cyfrowych pupili zwierzątek rzeczywiście wnosi coś świeżego do serii, która towarzyszy mi od lat.

Paradise odchodzi od klasycznego modelu pojedynczego Tamagotchi, którego karmimy, usypiamy i ratujemy przed chorobą. Tym razem opiekujemy się całą planetą, pełną rozmaitych gatunków stworzeń. Pokrętło z prawej strony pozwala płynnie zmieniać skalę, od widoku całej planety aż po poziom mikro, gdzie możemy zobaczyć pojedyncze Tamagotchi w ich naturalnym środowisku. W teorii brzmi to jak naturalna ewolucja serii, w praktyce jednak system często traci tę emocjonalną więź, która była siłą oryginalnych generacji. Gdy zwierzątka zmieniają się co dwa lub trzy dni, trudno przywiązać się do któregokolwiek z nich, a szybkie rotacje sprawiają, że opieka przestaje mieć realne znaczenie.

Sama rozgrywka jest bardzo dopracowana wizualnie. Kolorowy ekran LCD o wyższej rozdzielczości niż w Tamagotchi Uni prezentuje się znakomicie, a nowe animacje są płynne i pełne detali. Jednak poziom mikro, który miał być największą atrakcją, rozczarowuje, bo sprowadza się głównie do okresowego usuwania wirusów i prostych interakcji.



Na plus należy zaliczyć łączność Bluetooth i nowe funkcje społecznościowe. Tamagotchi Paradise pozwala na wymianę danych między innymi urządzeniami, a także wysyłanie naszych stworzeń na misje eksploracyjne, które przypominają miniaturowe symulacje kolonizacji. W Japonii urządzenie błyskawicznie zdobyło popularność. Już w pierwszym tygodniu po premierze sprzedało się ponad 50 tysięcy egzemplarzy, a w serwisie Amazon Japan średnia ocen wynosi obecnie 4,2/5.

W Tamagotchi Paradise pojawił się także rozbudowany zestaw minigier, które są jednym z najbardziej dopracowanych elementów całego urządzenia. W przeciwieństwie do klasycznych wersji, gdzie gry służyły głównie do poprawy nastroju Tamagotchi lub zdobywania punktów, tutaj stanowią pełnoprawną część rozgrywki. Mamy tu zręcznościowe misje polegające na eksploracji nowych fragmentów planety, quizy oparte na refleksie i logiczne łamigłówki. Niektóre minigry wykorzystują pokrętło do sterowania, co jest ciekawym i zaskakująco precyzyjnym rozwiązaniem. W wersji japońskiej dostępne są nawet krótkie eventy sezonowe np. festiwal hanami, podczas którego można zdobyć unikalne stroje dla Tamagotchi. Widać, że Bandai celuje w młodszych graczy, ale też w nostalgicznych dorosłych, oferując wyzwania o różnym poziomie trudności.

Mimo tych nowości nadal najbardziej cenię klasyczne Gen 1 i Gen 2, które mimo prostoty potrafiły stworzyć autentyczną więź z wirtualnym zwierzakiem. Z nowszych edycji najbliżej ideału pozostaje dla mnie Tamagotchi Uni, bo łączy ducha oryginału z nowoczesnymi rozwiązaniami, nie gubiąc istoty serii.

Komentarze