Przejdź do głównej zawartości

Harry Potter i Kamień Filozoficzny na Game Boy Advance: magia, która nie do końca działa

Chciałem koniecznie zagrać w pierwszą część Harrego Pottera na Game Boy Advance. Mam ogromny sentyment zarówno do całego uniwersum, jak i do gier, a jedną z pierwszych gier, które ukończyłem, był właśnie Kamień Filozoficzny w wersji na PC. Naturalnie byłem ciekaw, jak wypadła wersja przenośna na konsolę, która sama w sobie była dużym krokiem technologicznym naprzód w stosunku do Game Boy Color.

Warto przypomnieć, że w czasach premiery nie było oczywiste, że gra z tej samej serii wygląda identycznie na każdej platformie. Wręcz przeciwnie, wczesne lata dwutysięczne to okres, w którym różnice pomiędzy wersjami PC, PlayStation i konsolami przenośnymi były ogromne. Na PC dostawaliśmy w miarę otwarte poziomy 3D, na PlayStation uproszczoną, ale wciąż trójwymiarową przygodę, a na Game Boy Advance tytuł zamieniał się w prostą platformówkę lub action-adventure w rzucie izometrycznym. Dziś takie rozbieżności wydają się fascynującym świadectwem czasów, gdy każda konsola miała własny pomysł na tę samą historię.



Gry w uniwersum Harrego Pottera nie należały jednak do najlepiej ocenianych. Kamień Filozoficzny w wersji na GBA zebrał średnie recenzje oscylujące w granicach 60 procent i niestety rozumiem, skąd się to brało.

Fabuła gry jest luźno związana z książką, a mechanika sprowadza się do serii powtarzalnych poziomów zręcznościowych. Hogwart, do którego trafiamy, jest ubogi w detale i interakcje, a zajęcia kończą się kolejnymi planszami, w których zbieramy gwiazdki, składniki lub przedmioty powiązane z fabułą. Problemem nie jest nawet sama prostota, tylko brak dopracowania. Elementy zręcznościowe są nieprecyzyjne, a monotonia szybko nuży. Pokonałem trolla w łazience, czyli mniej więcej połowę gry i stwierdziłem, że to moment, by odłożyć kartridż na półkę. W świecie, w którym czeka tak wiele doskonałych tytułów, szkoda czasu na produkcje, które rozczarowują ;)

Mimo wszystko cieszę się, że mogłem doświadczyć tej wersji i przekonać się, jak różnorodnie podchodzono kiedyś do adaptacji. Dziś, gdy gry multiplatformowe różnią się co najwyżej jakością grafiki i optymalizacją, a kiedyś każda konsola była okazją do stworzenia niemal nowej interpretacji tej samej historii. Dla kolekcjonera i pasjonata retro to ma swój urok, nawet jeśli sama rozgrywka nie zachwyca, pozostaje wartość... historyczna, sentymentalna (?).

Komentarze