Miałem kiedyś PlayStation Portable, czyli PSP, które było moją drugą konsolą przenośną zaraz po Nintendo DS. To urządzenie od Sony zadebiutowało w Japonii w 2004 roku, a w Europie trafiło do sprzedaży w 2005. Było przełomowe, bo po raz pierwszy dało się wziąć do kieszeni gry o jakości zbliżonej do tych z PlayStation 2. PSP sprzedano na świecie ponad 80 milionów egzemplarzy, co czyni je jedną z najbardziej udanych konsol przenośnych w historii. Pamiętam jednak realia początku lat 2000, wtedy mało kto miał pieniądze na gry i powszechne było ściąganie plików z Internetu. Staram się jednak rehabilitować i wracam do tych tytułów, ale już w oryginalnych wydaniach. Na pierwszy ogień wybrałem GTA Liberty City Stories.
Seria Grand Theft Auto była jednym z najważniejszych zjawisk w historii branży. Trzecia część serii wydana w 2001 roku zrewolucjonizowało gry akcji w otwartym świecie, przenosząc mechaniki sandboksa do pełnego trójwymiaru. Liberty City stało się ikoną, a Rockstar konsekwentnie rozwijał formułę w Vice City i San Andreas. Recenzje tych gier były entuzjastyczne, a GTA sprzedało się łącznie w setkach milionów egzemplarzy, czyniąc z marki jedną z najbardziej rozpoznawalnych serii gier. Liberty City Stories, które pierwotnie zadebiutowało właśnie na PSP w 2005 roku, było czymś niezwykłym, bo po raz pierwszy można było mieć pełnoprawne GTA w kieszeni.
Fabuła Liberty City Stories osadzona jest w znajomym mieście, które gracze znali już z GTA III. Tym razem wcielamy się w Toniego Ciprianiego, członka rodziny Leone, który po latach powraca do miasta i wplątuje się w wojnę gangów. Gra stanowi prequel do GTA III, pokazując wydarzenia sprzed kilku lat i odsłaniając kulisy rywalizacji mafii.
Liberty City Stories w momencie premiery zostało przyjęte bardzo dobrze. Na PSP gra zebrała średnią ocen około 86 procent. Krytycy chwalili przede wszystkim fakt, że udało się przenieść ogromne, żyjące miasto do kieszonkowego formatu bez większych kompromisów w rozgrywce. Dla wielu graczy to była pierwsza okazja, żeby naprawdę poczuć, że przenośne granie może oferować to samo, co stacjonarne konsole. W recenzjach często podkreślano też, że to technologiczny pokaz możliwości PSP.
Z perspektywy czasu widać jednak, że wczesne próby 3D starzeją się bardzo różnie. To, co kiedyś robiło ogromne wrażenie, dziś bywa trudne do zniesienia. Modele postaci i animacje w Liberty City Stories są toporne, a geometria miasta uproszczona. To przypomina mi filmy z początku lat 2000, w których komputerowe efekty specjalne były wówczas szczytem technologii, a dziś potrafią wywołać jedynie uśmiech politowania. Nie mam tego samego problemu ze starszymi grami 2D, bo pikselowa grafika, czy ręcznie rysowane sprite’y, potrafią wyglądać ponadczasowo i często starzeją się o wiele lepiej niż pierwsze trójwymiarowe próby. Bardziej doceniam klasyki ery 2D, które mimo upływu lat nie tracą swojego uroku, w przeciwieństwie do wielu wczesnych produkcji 3D.
Czy warto sięgnąć po Liberty City Stories w 2025 roku? To zależy ;) Jeśli ktoś szuka dobrej oprawy graficznej i płynnej rozgrywki, może się odbić od topornych modeli 3D i ograniczeń technicznych sprzed dwóch dekad. Jednak jako „doświadczenie historyczne” (jakkolwiek pompatycznie to nie brzmi) i kawałek ewolucji serii GTA, to gra nadal ma ogromną wartość. To jedyny tytuł z rodziny, który został stworzony pierwotnie z myślą o konsoli przenośnej, co czyni go unikatowym w historii Rockstara. Fabuła broni się do dziś, a klimat Liberty City potrafi wciągnąć nawet współczesnego gracza, zwłaszcza jeśli podejdzie do tej produkcji jak do podróży w czasie.
Komentarze
Prześlij komentarz