Od kiedy kupiłem Super Famicoma nie spędziłem z nim tyle czasu, ile zakładałem. Nie dlatego, że konsola mi się nie podoba. Wręcz przeciwnie, mam do niej ogromny ładunek emocjonalny z dzieciństwa. Po prostu względy praktyczne przeważały. Konieczność każdorazowego podłączania do telewizora, wyciągania z pudełka i odkładania z powrotem skutecznie mnie zniechęcała. Teraz jednak przeorganizowałem swój pokój tak, by mieć stałe stanowisko do gier retro. W efekcie mogłem wreszcie zabrać się za to, co planowałem od dawna, przejście Yoshi’s Island w oryginalnej wersji na SNES, Super Famicom.
Gra w Japonii ukazała się 5 sierpnia 1995 roku pod tytułem スーパーマリオ ヨッシーアイランド (Sūpā Mario Yosshī Airando) i była oficjalnie kontynuacją Super Mario World, choć tak naprawdę stworzyła zupełnie nowy rozdział w historii serii. Nintendo sprzedało ponad cztery miliony egzemplarzy, a recenzenci okrzyknęli ją jedną z najlepszych platformówek w historii. Dzięki zastosowaniu chipu Super FX2 gra mogła pochwalić się efektami, które w połowie lat dziewięćdziesiątych robiły piorunujące wrażenie: skalowanie, obracanie sprite’ów czy falujące tła były wtedy czymś wyjątkowym.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów Yoshi’s Island są ręcznie rysowane tła i elementy poziomów. Zamiast korzystać z komputerowych narzędzi do tworzenia grafiki, zespół artystyczny Nintendo sięgnął po tradycyjne media, kredki, flamastry, pastele i akwarele. Każdy obiekt, drzewo czy chmurka powstawały najpierw na papierze, a dopiero potem były skanowane i przenoszone do formy pikselowej. Ten proces nadawał grze unikalny, dziecięcy urok, a jednocześnie pozwalał wyróżnić się na tle konkurencji. Efekt przypominał ilustracje z książki dla dzieci, co idealnie współgrało z pogodnym klimatem gry. Co ciekawe, to właśnie ta technika była odpowiedzią na popularność realistycznej, pre-renderowanej grafiki z Donkey Kong Country, Nintendo świadomie obrało przeciwny kierunek, stawiając na artystyczną, odręczną kreskę, która do dziś jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków tej produkcji.
Oryginał na Super Famicomie to zupełnie inna liga. Kolory są żywe, animacje płynne, a każdy etap wciąga od pierwszej sekundy. Muzyka łączy w sobie lekkość i radość z nutką przygody, idealnie pasując do bajkowego świata. Sterowanie jest precyzyjne i responsywne, każdy skok, każdy rzut jajkiem daje poczucie pełnej kontroli nad postacią. Yoshi’s Island jest mniej wymagający i mniej frustrujący niż tradycyjne Mario. Nie chodzi w nim o perfekcyjne skakanie co do piksela, ale o eksplorację, odkrywanie sekretów i cieszenie się klimatem. To raczej przygoda, w której można się zanurzyć bez presji czasu, pozwalając sobie na eksperymenty, zabawę i chłonięcie detali, od zabawnych animacji Yoshiego po urocze, choć czasem irytujące, płacze Baby Mario. Może właśnie dlatego, mimo upływu prawie trzydziestu lat, wciąż działa na wyobraźnię i daje tyle radości.

Komentarze
Prześlij komentarz