Przejdź do głównej zawartości

Nowy Furby: rozwój i regres serii

Furby to seria zabawek, która w moim życiu ma szczególne miejsce. Najmocniej kojarzę je oczywiście z pierwszym oryginalnym modelem z końca lat dziewięćdziesiątych, który był prawdziwym fenomenem na rynku i trafił do milionów domów na całym świecie. To była jedna z pierwszych zabawek masowo wykorzystujących elementy trochę bardziej zaawansowanej interakcji z użytkownikiem, potrafiła reagować na dotyk, wydawała dźwięki i miała własny język „Furbish”, który z czasem zastępowała coraz większą liczbą słów po angielsku (albo np. po japońsku w zależności od wersji). Pierwsza generacja sprzedała się w ponad 40 milionach egzemplarzy, co na tamte czasy uczyniło ją jedną z najszybciej sprzedających się zabawek elektronicznych w historii.

Po niej pojawiły się kolejne wersje. W 2005 roku na rynku zadebiutował „Emoto-Tronic Furby”, większy i bardziej skomplikowany, z ruchomymi oczami LCD i lepszą synchronizacją dźwięku z mimiką. W 2012 roku Hasbro wprowadziło nową generację, w której najbardziej rozpoznawalnym elementem były świecące ekrany LED w oczach. Wersja z 2016 roku, czyli Furby Connect, zyskała połączenie z aplikacją mobilną i regularne aktualizacje treści, co było próbą wpasowania się w trendy interaktywnych gadżetów. Najnowszy model, który trafił do mnie kilka miesięcy temu, jest kontynuacją tego rozwoju, ale jednocześnie powrotem do prostszej, bardziej zabawowej formuły.

Nowy Furby zaskakuje świeżym wykonaniem i bardzo dopracowaną animacją. Oczy są wyraziste (w końcu analogowe a nie elektronika!), a ruchy zabawki sprawiają wrażenie zaskakująco płynnych. Uszy nie tylko się poruszają, ale też świecą, co daje niezwykle efekt uroczy i sprawia, że Furby wydaje się bardziej żywy. Poza tym dochodzą nowe funkcje, takie jak podstawowe komendy głosowe. Na przykład można wywołać tryb relaksu, w którym Furby zaczyna świecić na zielono i mówi krótkie afirmacje, co brzmi zabawnie nawet dla dorosłego odbiorcy. Jest też prosty pokaz świateł w uszach, możliwość zagrania w grę polegającą na wróżeniu, a także interakcje oparte na dotyku - od klasycznego karmienia poprzez włożenie palca do pyszczka, po głaskanie futerka czy potrząsanie. Całość działa intuicyjnie i szybko budzi wrażenie, że to coś więcej niż zwykła zabawka.



Warto wspomnieć, że nowe Furby ma kilka trybów zabawy dopasowanych do nastroju użytkownika. Może tańczyć w rytm muzyki, udawać, że się drzemie, reagować na rozmowy w otoczeniu i wydawać spontaniczne odgłosy. Hasbro wyposażyło je też w system ponad trzydziestu różnych komend, dzięki którym można eksperymentować z różnymi interakcjami. Ciekawostką jest również to, że przy dwóch egzemplarzach zabawki zaczynają ze sobą „rozmawiać”, co jest bezpośrednim nawiązaniem do pierwszej generacji z 1998 roku.

Nie wszystko jednak działa idealnie. Największym minusem jest polski dubbing. Zastosowano tu bardzo wysoki, komputerowo przetworzony głos, który przypomina nieco kreskówkowe postaci w stylu Alvina i wiewiórek. Dla dorosłego odbiorcy bywa to męczące, a niektóre teksty, w rodzaju „puściłem bąka, jak ładnie pachnie”, są po prostu zbyt infantylne i szybko irytują. Pierwszy Furby, mimo swojej prostoty, miał w sobie coś bardziej neutralnego i uniwersalnego, dzięki czemu łatwiej było traktować go jako elektronicznego pupila, a nie tylko zabawkę dla najmłodszych.

Mimo tych niedociągnięć najnowsza wersja Furby ma swój urok i potrafi przyciągnąć uwagę na dłużej niż można by przypuszczać. Widać, że Hasbro nie chce odcinać się od tradycji, ale jednocześnie stara się nadać serii nowe życie, łącząc nostalgię dorosłych kolekcjonerów z oczekiwaniami dzieci przyzwyczajonych do bardziej dynamicznych i świecących gadżetów.

Komentarze

  1. czy jest możliwość shakowania furbiaka np. żeby wgrać mu język angielski?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz