Przejdź do głównej zawartości

Nintendo Super Famicom: japońska legenda

Zanim dostałem swoje pierwsze PlayStation, jak wiele dzieci urodzonych w latach 90., wcześniej zakochałem się w innej konsoli. Była jej pełno na polskich bazarach w tamtych czasach, a kartridże z grami “za dychę” leżały na rozkładanych stołach obok plastikowych dinozaurów i chińskich podróbek Tamagotchi. Mowa oczywiście o Pegasusie, czyli nieoficjalnej kopii konsoli Nintendo. A kilka dni temu odebrałem z Japonii swój pierwszy oryginalny egzemplarz Nintendo Super Famicom. I jestem zachwycony.

Nintendo Super Famicom to japońska wersja konsoli, która u nas znana jest jako Super Nintendo Entertainment System (SNES). Zadebiutowała 21 listopada 1990 roku w Japonii i natychmiast stała się fenomenem. W ciągu zaledwie trzech dni sprzedano ponad 300 tysięcy egzemplarzy konsoli, co w tamtych czasach było absolutnie bezprecedensowe. Sklepy były szturmowane przez tłumy graczy i rodziców, a kolejki ustawiały się jeszcze przed świtem. Popyt wielokrotnie przekraczał podaż, co błyskawicznie doprowadziło do narodzin czarnego rynku, handlarze zaczęli skupować konsole hurtowo i sprzedawać je po zawyżonych cenach, często nawet dwukrotnie drożej. Sytuacja stała się na tyle poważna, że musiała interweniować japońska policja. Władze obawiały się zamieszek i niepokojów społecznych (!), dlatego zwróciły się do Nintendo z prośbą, aby kolejne premiery nie odbywały się w dni powszednie. Od tej pory wszystkie większe premiery konsol Nintendo w Japonii miały miejsce w weekendy, aby zminimalizować ryzyka i umożliwić zakup bez konieczności opuszczania pracy czy szkoły. Fenomen Super Famicoma nie był więc tylko wydarzeniem popkulturowym, ale też zjawiskiem społecznym, pokazującym, jak wielką rolę gry zaczęły odgrywać w codziennym życiu Japończyków już na początku lat 90.



Konsola miała 16-bitowy procesor Ricoh 5A22 o taktowaniu około 3,58 MHz oraz paletę ponad 32 tysięcy kolorów, z czego jednocześnie wyświetlanych mogło być 256. To właśnie na Super Famicomie zadebiutowały legendarne serie, takie jak The Legend of Zelda: A Link to the Past, Super Metroid, Super Mario World czy Final Fantasy VI. W rankingach serwisów takich jak IGN czy GameSpot wiele z tych tytułów do dziś plasuje się wśród najlepszych gier wszech czasów. Konsola sprzedała się globalnie w ponad 49 milionach egzemplarzy.

W Polsce natomiast nie mieliśmy szczęścia do oficjalnego Nintendo. Pegasus, będący piracką wersją 8-bitowego Famicoma (czyli poprzednika Super Famicoma), pojawił się w drugiej połowie lat 80. i zdominował rynek początkujących graczy. Sprzedawany głównie na targowiskach, nie miał wsparcia i często był opakowany w obudowę przypominającą NES-a. Brak obecności Nintendo w Polsce aż do dzisiaj (nie mamy oddziału) sprawił, że wiele osób nawet nie wiedziało, że gry mogły być oryginalne, wydawane w pudełkach, z instrukcjami i w pełnych wersjach językowych. Nieświadomie wychowaliśmy się na bootlegach i klonach, traktując je jak normę.

A jakie mam wspomnienia z tamtych czasów? Na moim Pegasusie zagrywałem się w pirackie wersje Mario, strzelałem do kaczek z plastikowego pistoletu i przechodziłem niezliczone razy Power Rangers w wersji platformowej. Do wczoraj nigdy nie miałem w rękach oryginalnej kasety z grą. Nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. W świecie mojego dzieciństwa nikt nie mówił o kartridżach po japońsku, kosztujących wielokrotnie więcej, ale za to oryginalnych. To było zupełnie poza naszym zasięgiem. A dziś siedzę sobie z oryginalnym Super Famicomem, wkładam kasetę i czuję, że czas zatoczył koło. Dorosłość daje wiele wyzwań, ale i jeden wielki przywilej: możemy bezpiecznie wracać do czasów dzieciństwa, tym razem legalnie i z pełnym szacunkiem do historii gier. Możemy odkrywać te same emocje, tylko tym razem z perspektywy dorosłego, który ma dostęp do globalnego rynku retro.


Komentarze