Legendary Starfy to tytuł, który wciągnął mnie bardziej, niż się spodziewałem. Po raz pierwszy sięgnąłem po niego w zeszłym miesiącu na moim Game Boy Advance SP i od razu poczułem, że mam do czynienia z czymś wyjątkowym. Choć bohater serii, żółta gwiazdka imieniem Starfy, jest w Japonii dobrze rozpoznawalną postacią, to na Zachodzie pozostawał przez lata niemal nieznany. Dla wielu graczy jego pierwszym wystąpieniem było cameo w filmie Super Mario Bros. z 2023 roku. Zaintrygowała mnie ta drobna, ironiczna, urocza gwiazdka, więc postanowiłem sprawdzić, skąd właściwie pochodzi. Okazało się, że początki serii sięgają Game Boya Color, gdzie projekt był już gotowy, ale został przeniesiony na mocniejszego Game Boy Advance i ostatecznie zadebiutował w 2002 roku w Japonii.
Sam Starfy to bohater nietypowy jak na platformówkę. W przeciwieństwie do Mario czy Sonica, jego największą siłą nie jest szybkość ani skakanie, lecz zdolność pływania. Twórcy ze studia Tose nadali mu wygląd przypominający rozgwiazdę, ale tak naprawdę jest księciem podwodnego królestwa Pufftop. Jego historia łączy w sobie elementy bajkowej opowieści z lekkim humorem i uroczymi postaciami pobocznymi, jak syrenki pomagające w przygodzie czy różnorodne morskie stworki, którym można oddawać znajdowane przedmioty.
Pod względem graficznym gra robi na mnie ogromne wrażenie jak na możliwości GBA. Paleta barw jest intensywna i bardzo żywa, a animacje bohaterów zaskakują płynnością. Zwłaszcza scenki fabularne, przygotowane w formie krótkich przerywników, dodają uroku i sprawiają, że można poczuć klimat. Dla mnie to również świetna okazja, żeby przy okazji szlifować japoński, bo dialogów jest tu nawet całkiem sporo, a jednocześnie są napisane w prosty i zrozumiały sposób (mało kanji, raczej hiragana).
Rozgrywka opiera się na klasycznym schemacie platformówki, ale wyróżnia się mechaniką pływania we wszystkich kierunkach. Starfy potrafi wykonywać obrót, którym atakuje przeciwników, a podwodne poziomy dają ogromną swobodę ruchu. Gra ma przyjazny poziom trudności, nie frustruje i oferuje częste punkty zapisu, w tym spotkania z syrenami.
Seria Legendary Starfy doczekała się aż pięciu części, jednak tylko ostatnia, wydana na Nintendo DS, trafiła poza Japonię. Gracze często porównują ją do Kirby’ego, bo podobnie jak ta seria stawia na urok, prostotę i przystępność dla wszystkich graczy. Oceny graczy w Japonii były bardzo wysokie, a sprzedaż pierwszej części przekroczyła 500 tysięcy egzemplarzy, co na handhelda było świetnym wynikiem.
Dla mnie to idealna gra przed snem. Kolorowa, przyjemna, nieprzesadnie wymagająca i dająca to poczucie dziecięcej radości z odkrywania nowych lokacji. Dzięki niej przypomniałem sobie, że czasem warto sięgnąć po mniej znane serie, które skrywają w sobie masę uroku i mogą dać więcej relaksu niż najbardziej rozreklamowane hity.
Komentarze
Prześlij komentarz