Jeszcze raz chciałbym podzielić się wrażeniami z użytkowania pierwszej wersji Game Boy Advance, czyli tej klasycznej, bez składanej klapki. To konsola, którą kojarzyłem z dzieciństwa, ale pierwszy raz znalazła się w moich rękach dopiero dwa, trzy miesiące temu, gdy udało mi się zdobyć własny egzemplarz z japońskiej aukcji. Ostatnio dostałem drugi egzemplarz, o którym będzie dzisiejszy post.
GBA zadebiutował w 2001 roku, czyli w czasie bardzo ciekawego momentu dla całego rynku gier. Na półkach sklepowych wciąż obecny był PlayStation, które od drugiej połowy lat 90. dominowało rynek stacjonarny, ale właśnie wtedy pojawiła się jego następca, PlayStation 2. To była absolutna rewolucja, bo PS2 stało się najlepiej sprzedającą się konsolą w historii, oferując mocną grafikę 3D i ogromną bibliotekę gier. W 2001 roku na PS2 królowały takie tytuły jak „Grand Theft Auto III” czy „Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty”.
Patrząc więc na rok 2001, można powiedzieć, że gracze mieli wybór: albo nowoczesne światy 3D na PlayStation 2 czy Xboksie, albo podręczne klasyki 2D i kolorowe RPG na Game Boy Advance. Te dwa światy wcale się nie wykluczały, wielu graczy miało w domu PS2 do grania na dużym ekranie, a GBA w plecaku, by towarzyszył im w podróży czy szkole. To był złoty okres, kiedy gry naprawdę zaczęły różnicować się w zależności od platformy, a GBA udowodnił, że prostsza grafika wciąż potrafi wciągnąć równie mocno jak efektowne 3D na konsolach stacjonarnych.
Game Boy Advance był ogromnym krokiem naprzód w porównaniu do Game Boya Color. Nintendo po raz pierwszy sięgnęło po 32-bitowy procesor ARM7TDMI o taktowaniu 16,8 MHz, co pozwalało na znacznie bardziej rozbudowane gry. Konsola potrafiła wyświetlać do 32 768 kolorów, a jej ekran LCD ma rozdzielczość 240×160 pikseli. Na tle wcześniejszych urządzeń wyglądało to imponująco i otworzyło drogę do tytułów, które wcześniej wydawały się niemożliwe na przenośnym sprzęcie.
Nie wszystko jednak było idealne, bo ekran nie miał jeszcze podświetlenia. Granie w słabszym świetle stawało się prawdziwym wyzwaniem i wielu graczy wspomina zakup dodatkowych światełek montowanych nad ekranem. Dziś ma to swój retro urok i przypomina, jak bardzo zmieniły się standardy w przenośnym gamingu. Sam sprzęt leży w dłoniach świetnie, jest lekki i solidnie wykonany, a granie na nim daje mnóstwo satysfakcji.
Kontakt z tym modelem to jak cofnięcie się w czasie do epoki, kiedy gry nie potrzebowały skomplikowanej oprawy, żeby wciągnąć na długie godziny. Konsola jest w pełni kompatybilna z poprzednimi generacjami, więc można było na niej uruchomić także gry z Game Boya i Game Boya Color.
Ciekawostką jest to, że Game Boy Advance był ostatnią przenośną konsolą Nintendo działającą na klasyczne baterie AA. Wystarczyło włożyć nowy komplet i można było grać od razu, bez konieczności szukania ładowarki. Dla wielu retrograczy to ogromny atut, bo pozwala na łatwą wymianę zasilania nawet po latach. Jednocześnie to właśnie brak składanej obudowy sprawił, że ekrany w wielu egzemplarzach mocno się porysowały. Dziś naprawdę trudno znaleźć konsolę w idealnym stanie, a rysy potrafią znacząco obniżyć komfort gry. Dlatego jeżeli ktoś szuka pierwszego GBA do kolekcji, warto polować na dobrze zachowane egzemplarze, bo to kawałek historii gier wideo, który zasłużył na swoje miejsce na półce każdego fana retro.
Komentarze
Prześlij komentarz