Przejdź do głównej zawartości

Pocket Pikachu: kieszonkowy Pokémon

Dzisiaj opowiem Wam o czymś wyjątkowym. W moje ręce trafił niedawno Pocket Pikachu czyli miniaturowa konsolka Nintendo, która pełni jednocześnie funkcję pedometru i elektronicznego pupila. Choć to bardzo proste urządzenie, jestem nim szczerze zachwycony.

Pocket Pikachu zadebiutował w Japonii 27 marca 1998 roku, czyli jeszcze zanim ukazały się gry Pokémon Gold & Silver. Urządzenie wyprodukowało Nintendo, a całość działa na jednej baterii CR2032. Waży zaledwie 40 gramów i mieści się w kieszeni. Na czarno-białym ekranie LCD towarzyszy nam Pikachu, który reaguje na nasze działania, a właściwie kroki, aktywność fizyczną. Każdy ruch urządzenia rejestrowany jest jako krok, za co otrzymujemy punkty energii (waty). Możemy je przekazywać Pikachu, wzbudzając w ten sposób jego sympatię. Wraz z większym zaangażowaniem Pikachu pokazuje coraz więcej animacji i emocji. Co ciekawe, urządzenie posiada również prostą losową mini-grę. W Japonii Pocket Pikachu był prawdziwym hitem, w ciągu pierwszych miesięcy sprzedano ponad 1,5 miliona sztuk, a popularność urządzenia skłoniła Nintendo do stworzenia jego kolorowej kontynuacji (Pocket Pikachu Color) oraz do wprowadzenia podobnych funkcji w późniejszych urządzeniach, takich jak Pokéwalker czy Pokémon GO.



Choć Pocket Pikachu często uznawany jest za prekursora takich zabawek Nintendo, to nie był pierwszym elektronicznym gadżetem tego typu. Już wcześniej firma eksperymentowała z urządzeniami wykraczającymi poza tradycyjne granie na konsoli. W 1994 roku ukazał się np. Barcode Battler II, który choć nie był produktem Nintendo, współpracował z ich grami na Famicoma. Z kolei w 1995 roku Nintendo wypuściło inspirowany Tamagotchi "Pocket Hello Kitty”, choć nie zyskał tak dużej popularności. Pocket Pikachu był jednak pierwszym urządzeniem, które łączyło funkcję krokomierza z opieką nad postacią, a przy tym opierało się na marce Pokémon.

Właśnie do Pokémon GO najłatwiej porównać Pocket Pikachu. Choć dzieli je ponad dekada rozwoju technologii, pomysł pozostaje ten sam: nagradzamy gracza za ruch i codzienną aktywność. Pocket Pikachu był jednak bardziej „analogowy”, nie liczył dystansu w kilometrach ani oczywiście nie synchronizował danych z telefonem. Relacja z Pikachu była bardziej statyczna, ale przez to miała w sobie sporo uroku. Zamiast rozwijać postać czy łapać Pokémony, karmimy naszego Pikachu energią i obserwujemy, jak zmienia swoje zachowanie. Brzmi prosto, ale ten minimalizm miał swój urok i to właśnie on przyciągał fanów w czasach przed erą smartfonów i aplikacji fitness.

Nie wiem jeszcze, czy ten gadżet zostanie ze mną na dłużej. Noszenie dodatkowego urządzenia w kieszeni bywa uciążliwe, więc najczęściej wrzucam Pocket Pikachu do plecaka. Cieszy mnie każda okazja, żeby nakarmić Pikachu kilkoma watami ;) Nie wciągnęła mnie za to ta hazardowa mini-gra, po prostu skupiam się na budowaniu relacji z Pikachu i obserwowaniu, jak się do mnie uśmiecha albo stroi miny. Może to sentyment, może nostalgia, a może po prostu magia Nintendo w najczystszej postaci.

Komentarze