Przejdź do głównej zawartości

Mario Tennis Power Tour: początek przygody z GBA

Od czego zaczyna się moja przygoda z grami na GBA? Od pierwszej używanej gry kupionej w Akihabarze, która wpadła mi w ręce czyli Mario Tennis Power Tour. Edycja oczywiście japońska. To mała dygresja, ale jednym z powodów, dla których tak świetnie bawię się ze starszymi grami retro, jest możliwość grania w oryginale i jednoczesnego ćwiczenia języka. Od roku uczę się japońskiego i planuję podejść do pierwszego stopnia certyfikatu JLPT N5 🇯🇵 Obcowanie z prostszym językiem w grach wideo jest dla mnie zbawienne.


Gra nadal działa bez problemu. Nie muszę się łączyć z internetem, żeby ją aktywować. Jest moja własna na kartridżu i nie zniknie, nie stracę jej przez zamknięcie serwerów ani brak aktualizacji.

Pamiętam tę ekscytację, kiedy wróciłem z moją pierwszą konsolą GBA SP do pokoju hotelowego po całym dniu szukania gier w Tokio. Położyłem się na łóżku i uruchomiłem po raz pierwszy grę. Magiczne przeżycie, to kultowe logo Game Boy Advance i świadomość, że uruchamiam tytuł, który miał już wtedy 18 lat, bo Mario Tennis Power Tour zadebiutowało w Japonii 27 kwietnia 2005 roku pod nazwą Mario Tennis Advance. Gra została stworzona przez Camelot Software Planning, które zasłynęło wcześniej serią Golden Sun oraz sportowymi odsłonami Mario Golf. To też jeden z ostatnich dużych tytułów na GBA, bo w tym samym roku Nintendo wypuściło już na rynek Nintendo DS.

Mario Tennis okazał się przypadkowo genialnym wyborem na początek. Gra ma niewiele tekstu, co przydaje się przy japońskiej wersji i jeszcze przy takiej sobie znajomości języka. Choć jest nawet rozbudowana fabuła, spokojnie da się ją zrozumieć z pomocą tłumacza. Rozpoczynamy jako młody tenisista w akademii, gdzie krok po kroku przygotowujemy się do wielkiego, tajemniczego turnieju. Na początku uczymy się podstaw, spotykamy trenerów i rywali, a potem wchodzimy w coraz trudniejsze mecze rankingowe. Fabuła jest zaskakująco rozbudowana jak na grę sportową, mamy nawet dialogi RPG-owe i system progresji postaci, który pozwala zdobywać doświadczenie oraz rozwijać umiejętności w takich kategoriach jak siła uderzenia czy szybkość.

W międzyczasie czeka nas mnóstwo minigier treningowych. Jedne polegają na trafianiu w cele na korcie, inne na odbijaniu piłki w określonym rytmie albo na precyzyjnym umieszczaniu jej w trudnych punktach. Minigry są nie tylko świetne do zdobywania punktów doświadczenia, ale także uczą techniki, która potem przydaje się w trudnych meczach. System awansu jest prosty, a jednocześnie wciągający. Po wygranych meczach zdobywamy EXP i możemy inwestować go w różne statystyki.

Sama mechanika gry zasługuje na pochwałę. Sterowanie jest intuicyjne, ale na wyższych poziomach trudności wymaga większego skupienia. To raczej nie jest dobra gra na szybką rundę w autobusie. Nie ma możliwości zapisu meczu w trakcie, trudniejsze mecze rankingowe, trwające nawet 30-40 minut, trzeba rozegrać bez przerwy. To frustrujące, ale jednocześnie właśnie taki brak wygód jest esencją gier retro. System uderzeń, różne rodzaje serwisów, drop shoty i lobowania zostały odwzorowane tak dobrze, że mimo upływu lat nadal czuć satysfakcję z każdego wygranego punktu.

Na końcu gry czeka niespodzianka związana z tytułowym Mario, ale nie będę spoilerować. Powiem tylko, że to solidne nawiązanie do uniwersum Nintendo 🍄

Może właśnie dlatego retro granie daje dziś tak unikalną satysfakcję. W czasach, kiedy większość gier wymaga stałego dostępu do internetu, kont, aktualizacji i serwerów, wkładanie kartridża do konsoli staje się aktem niemal "terapeutycznym". Jest w tym coś kojącego i bardzo „tu i teraz”, bo gra działa, fizycznie ją posiadasz. Nie czekasz na patche ani na to, aż sieć przestanie lagować. Nie ma powiadomień, mikrotransakcji ani przerzucania się między aplikacjami. W kontekście psychologicznym takie doświadczenia przypominają mi o istocie „flow”, to stan, w którym granie staje się czystą radością.

Mario Tennis Power Tour to świetna gra na start przygody z GBA. Ma cudownie płynne animacje, kolorową, ponadczasową grafikę w stylistyce anime i co rzadkie w tamtych czasach brak poważnych bugów. Jedynym minusem jest brak możliwości zapisu w trakcie meczu, choć z drugiej strony to właśnie ten element daje jej klimat. W serwisie Metacritic gra ma średnią ocenę 81 na 100, a użytkownicy chwalą ją za głębię rozgrywki i zaskakująco dobre RPG-owe elementy. Ja daję jej w pełni zasłużone 8 na 10 i jeszcze na pewno do niej kiedyś wrócę na mały meczyk rewanżowy z Peach 😉




Komentarze

  1. czy miałeś porównanie z innymi grami z serii mario tennis, jak wypada?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz przechodzę nowsze wersje na Nintendo DS i po skończeniu głównej fabuły już nie miałem ochoty na dociągnięcie wątków pobocznych - nie ma już takiej siły jak ta wersja na GBA :(

      Usuń

Prześlij komentarz